Marek dziś zawiózł nas gdzie trzeba ;) W pracy u mnie w miarę okej ;) W pierwszym dniu porządkowałam papiery związane ze sprzedażą, dziś z zamówieniami – ale nie skończyłam… następnie na odstrzał idą sprawy związane z księgowością ;)
Wyskoczyłam sobie na mini zakupy do Aldika ;) A przed pracą byłam w Lidlu. Ja to lubię tam chodzić i szperać ;) Okryłam, że w Lidlu mają mąkę pełnoziarnistą, a Marek twierdził, że nie ma i jechał specjalnie po nią do innego sklepu ;) Kupiłam sobie świeże kwiaty na stół, bo urodzinowe róże już padły ;) I tak długo wytrzymały! A kupiłam na stół czerwone lilie, ale dopiero w domu się okazało, że są bezzapachowe! Plus dla Marka, bo on nie lubi ich zapachu ;)
Uczyłam dziś Ignasia jeść widelczykiem ;) Oczywiście to tylko takie próby, sam sobie nie nakłada jedzenia, ale łapie sam widelec i hop do buzi – całkiem zgrabnie mu to wychodzi! :) Na nocniku po pracy siada tylko dwa razy i właściwie to nic nie udaje się złapać…
Ignacjo znowu nie bardzo chciał iść spać… jeszcze Marek w międzyczasie wrócił z pracy i… zamiast usypiać synka, to go jeszcze bardziej rozbawiał, gilgotki robił ;) ah ;)